„W ekstazie mojej wewnętrznej ciszy i w obcowaniu z przyrodą cieszyć się będę odwiecznym pulsem życia.” Deepak Chopra
Mój wyjazd do Marradii powodowany był nie tylko ogromną tęsknotą za Włochami, ale przede wszystkim wyjazdem z zatłoczonej i żyjącej w ciągłym pędzie Warszawy. Tak bardzo potrzebowałam znaleźć się na jakiś czas, na moment, na chwilę, gdzieś daleko, w miejscu dla mnie zupełnie nieznanym, ale pięknym z całym pakietem darów natury: gór, lasów i wody. Pragnęłam pooddychać pełną piersią, pobyć sama ze sobą, pochodzić po nowych szlakach, nasycić wzrok widokiem nieba i przyrody, zmęczyć się, a przede wszystkim poczuć ciszę całą sobą…
Wybór regionu Mugello okazał się strzałem w dziesiątkę. Miałam wszystko wraz z piękną, słoneczną, jesienną pogodą. Jeszcze we wrześniu, przygotowując się do wyjazdu, według długoterminowych prognoz, pogoda nie zapowiadała się rewelacyjnie, w połowie października przewidywane były opady deszczu. Jakież okazało się moje zdziwienie, kiedy po przyjeździe do Marradi, zastałam piękną ciepłą jesień. Przez kolejne dni mojego pobytu, temperatury przekraczały ponad 24 stopnie Celsjusza w godzinach tuż przedpołudniowych, a ja w blasku jesiennego słońca mogłam sycić wzrok wszystkimi kolorami doliny Mugello. Korzystałam z tym darów i od rana wędrowałam. Spacerom i wyprawom nie było końca.
Tuż u podnóża szlaku prowadzącego w góry i jeszcze przez jakiś czas wędrówki słychać ujadanie psów i wyraźne rozmowy mieszkańców miasteczka. Wspinając się coraz wyżej słyszałam już tylko odgłosy przejeżdżających aut. Jeszcze wyżej widziałam w oddali namiastkę cywilizacji, czyli wijące się serpentyny wąskich asfaltowych dróg i gdzieniegdzie pojedyncze kamienne domy. Wspinając się wyżej w góry słychać tylko szum wiatru, a później już tylko cisza. I milczenie. I … Głęboka cisza…
Od dłuższego czasu miałam w sobie potrzebę ciszy, milczenia. Dla mnie praktyka milczenia oznacza poświęcenie pewnego czasu na to, by po prostu być. Doświadczanie ciszy oznacza również czasowe powstrzymywanie się od mówienia i od takich czynności, jak przeglądanie telefonu, Internetu a tym samym mediów społecznościowych. Jeżeli nie daję sobie okazji do doznawania ciszy, rośnie gwałtowność wewnętrznego dialogu, który stale ze sobą toczę.
Co jakiś czas oddaję się przebywaniu w ciszy. Co się dzieje, kiedy wchodzę w doświadczanie ciszy? Początkowo mój wewnętrzny dialog staje się jeszcze bardziej burzliwy niż przedtem. Odczuwam nieodpartą potrzebę mówienia. W miarę jednak trwania w tym doświadczeniu, wewnętrzny dialog zaczyna ustawać. I wkrótce cisza staje się głęboka. Dzieje się tak dlatego, że po jakimś czasie umysł się poddaje, uświadamia sobie, że nie ma sensu kręcić się w kółko. Praktykowanie ciszy jest jedną z dróg doświadczania swobodnego przepływu możliwości. Ta cisza jest pierwszym krokiem do zaspokojenia moich pragnień, ponieważ w niej mogę połączyć się z polem czystych możliwości, które zharmonizuje dla mnie nieskończoną liczbę zdarzeń.
Spędzanie czasu w bezpośredniej bliskości z przyrodą, obcowanie z naturą pozwala mi odczuwać harmonijne współdziałanie wszystkich żywiołów i sił życia oraz da poczucie jedności z całym życiem. Czy to będzie strumień, las, góra, jezioro ten związek z inteligencją przyrody także pomaga mi dostać się do pola czystej możliwości.
W samym bezruchu jest zawarty potencjał twórczy. W ciszy przyglądam się zachodowi słońca, słucham szumu strumienia lub choćby wącham kwiat.
Majestatyczne góry i potęga natury stwarzają mi przestrzeń, by pochylić się nad sobą, by zajrzeć w siebie, by w ciszy kontemplować, by spojrzeć na siebie z innej perspektywy. Ciągły ruch, życie w pędzie powoduje, że nie jest mi łatwo odnaleźć ciszę w sobie. Mówię tutaj o skupionej ciszy, w której zbieram siły i myśli. To w tej ciszy czekam na wskazówki, co do następnych kroków, ale też na siłę i odwagę, aby je postawić. To cisza, która przynosi deszcz i wzrost. To jest ten rodzaj ciszy, w której dostrzegam, jak grom z jasnego nieba to, co decydujące. Cisza prowadzi mnie do tej pustki, z której wyłania się twórczo wszystko, co istnieje. W ciszy jestem zabierana do tej pustki, do jej twórczego ruchu a tym samym do pustki pozbawionej ja. Ta pustka jest nieskończenie pusta i pełna. Ta cisza jest, jak przygotowanie na twórcze myślenie i działanie. Jest dla mnie twórczym początkiem. To w niej znajduję odpowiedź, czy pozostaję w harmonii ze swoim tu i teraz, w obecnym istnieniu, w obecnym twórczym działaniu, kreowaniu swojego życia.
„Jak wrócić do siebie? To proste. Umilknę.” Bert Hellinger.
W górach milczy się najlepiej. Człowiek może tam wsłuchać się w samego siebie, jak i w otaczającą go przyrodę.
Prawda 🙂
Piękne widoki! Co do pragnienia ciszy – oddaję się temu co jakiś czas spacerując po lesie. Nawet spacery z psem (po mieście) są dobrym pomysłem, bo zawsze wtedy mam przygotowane w głowie sprawy i po prostu o nich myślę, bez telefonu, który zawsze zostaje w domu czy kogoś obok, kto by zajął mnie rozmową.
Rozumiem potrzebę ciszy, też taką mam. Mogę ją realizować gdzieś w przyrodzie, bo w wielkim mieście się nie da. W każdym razie, ja nie potrafię.
A takie piękne górskie szlaki są wręcz stworzone, aby oddać się ciszy…
Jak ja Cię dobrze rozumiem. W ostatnim czasie bardzo potrzebuję ciszy i każda chwila, w której mogę posiedzieć w ciszy i samotności jest dla mnie bezcenna. Może to zmęczenie ciągłym życiem w biegu, a może po prostu ciężki rok za mną. Marzy mi się samotny wyjazd do jakiegoś małego, włoskiego miasteczka i zaszycie się w nim na kilka dni.