Podróż nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety.
W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej.”

 
Ryszard Kapuściński

 

Powyższy cytat napawa mnie refleksją. Sięgam do wspomnień z ostatniej podróży do Hong Kongu. Jestem w drodze…

Świadomie podróżuję, by spojrzeć z dystansem na swoje życie. Inna perspektywa pozwala zobaczyć i zrozumieć więcej. Nagle uświadamiasz sobie wiele rzeczy i podejmujesz lepsze decyzje – bardziej zgodne ze sobą. Przyłapuję się na tym, że żyjemy owszem dłużej, ale jakby mniej dokładnie i uważnie. Wyrażam swoje myśli krótszymi zdaniami, bezokolicznikami, zamiast puścić lejce refleksji.

Dlatego podróżuję.

Podróżuję, by zgubić się i wrócić bardziej do siebie. Codzienność wsadza mnie w kierat, rutynę, konwenanse, układy, schematy i oczekiwania. Będąc tam, totalnie poza schematem, zrywam z tym, co mam na co dzień. Umysł zaczyna się odzwyczajać od rutyny i zaczyna szukać nowych schematów, rozwiązań takich, które na ten moment będą mi służyć. To znaczy, że będę się oduczać i uczyć na nowo. Będę zrywać ze starymi nawykami, rutyną i już w trakcie podróży, ale również po powrocie zacznę budować nowe schematy, które będą wspierać mnie w realizacji moich planów, marzeń i pozwolą mi się stawać tym, kim mam się w tym życiu stać.

za zakrętem

wieczór

IMG_20180116_164803

IMG_20180118_172019

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

IMG_20180116_155907

Podróżuję, by być bliżej lokalnej społeczności w danej szerokości geograficznej. Taka okazja jest ku temu, by posłuchać serca – ono zawsze wie lepiej. Pierwsze sygnały zawsze idą z ciała, ale w pogoni nie wiadomo za czym, przestajemy go słuchać, oddając władzę rozumowi. Czuję, obserwuję, otwieram się na podpowiedzi intuicji. Tutaj umysł przegrywa ze swoją logiką. Na prowadzenie wysuwa się czucie.

Uwielbiam obserwować lokalnych mieszkańców. Tym razem widzę, jak lokalsi są w 100% zaangażowani w to, co robią. Tutaj nie ma pytań i preludium w stylu How are you? I hope fine. Nie ma czasu na wstęp, do rozmowy, do jakiejkolwiek konwersacji. Od razu jest konkret. Tutaj jest pełne zaangażowanie w działanie. Nie ma tej lekkości w relacji, ale jest stuprocentowa odpowiedź na każde moje pytanie, poprzez pełne zaangażowanie mimiką i ciałem interlokutora. W swych czynnościach zatracają się maksymalnie. Na jedną czynność przypada kilka osób. W naszej rodzimej kulturze wskazany jest multitasking, wykonywanie większej liczby czynności, najlepiej jednocześnie. Tutaj nie. Na jednego człowiek jest jedna czynność, jedno działanie. Jest przy tym maksymalne skupienie i uważność. W naszej kulturze zawodowej człowiek ma podzielną uwagę, zajmuje rozmową, stuka w klawiaturę, uśmiecha się, odbiera telefon. Tam nie. Niemalże z pietyzmem i namaszczeniem  wykonywana jest jedna czynność, by następie przejść do drugiej. Tak samo jest w korespondencji emailowej. Jest pytanie, jest odpowiedź. Nie ma miejsca na korespondencyjną angielską herbatkę.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Życie w Hong Kongu jest niezwykle intensywne i kolorowe. Tak naprawdę to sama nie wiem, kiedy to miasto zasypia. Do 12 – stej w nocy funkcjonują sklepy i życie toczy się na ulicy. Zewsząd dobiega gwar, klaksony aut, a wszystko to na tle jaskrawo krzyczących neonów. Mam świadomość, że moje życie jest szybkie, ale kiedy przyjeżdżam tutaj odnoszę wrażenie, że żyję jeszcze intensywniej

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA