Fot. Jacek Roman Kołakowski

„Świętujemy swoje życie, ponieważ w każdym aspekcie doświadczamy go jako przemijającego. Co przyjdzie po nim, pozostaje ukryte dla nas w ciemności.” Bert Hellinger

– Skąd przychodzę? Dokąd zmierzam? A pomiędzy sens życia mojego – pytania, a wraz z nimi refleksje nasuwają mi się do głowy. Czy tak, jak przyszliśmy, tak też odejdziemy nie wiedząc, dokąd?

Jest piękny słoneczny wtorek. Ostatni dzień października. Wczesne popołudnie. Wybieram się na spacer po Warszawie. Tym razem są to Bielany. Swoje kroki kieruję na cmentarz żołnierzy włoskich. Naciskam klamkę zdobionej bramy. Słychać lekkie skrzypnięcie. Wchodzę na cmentarz. Żadnej żywej duszy. Jestem sama. Ten zadbany cmentarz przytulony jest z jednej strony do Lasku Bielańskiego, a z drugiej ma otwartą przestrzeń, skąd dochodzą regularne strzały. Kilkaset metrów dalej znajduje się strzelnica. To z niej dobiega salwa wystrzałów.

Na małym cmentarzu, który wzrokiem można objąć, spoczywają włoscy żołnierze polegli w I i II Wojnie Światowej. Spoczywają w kawalkadzie strzałów pasjonatów broni palnej.

 – Paradoks. Zginęli w czasie wojny, która kojarzy się z hukiem wystrzałów. Spoczywają w miejscu, gdzie nawet po śmierci ich dusze słyszą strzały… – nasuwa się refleksja.

Chwila zadumy. Tak, jak przyszli, tak też odeszli, jakby ich nigdy nie było.

W przeddzień Święta Zmarłych doświadczam synchronicznie sytuacji, zdarzeń, które nieuchronnie wiążą się z przemijaniem. A co za tym idzie? Znajdowania sensu. Sensu życia mojego.

Wieczorem tego samego dnia idę do kina na film Twój Vincent. Film opowiadający o Vincencie van Goghu. W trakcie projekcji są łzy, jest głębokie wzruszenie, ale też jest refleksja. Vincent przez całe swoje życie pragnął czuć się potrzebnym. Pragnął, by jego praca miała sens. Imał się różnych zawodów i profesji, dopiero osiem lat przed śmiercią zaczął malować. Jego potrzeba tworzenia, malowania była tak silna, bo powodowana uwiecznieniem energii ciężkiej, mozolnej pracy ludu i prawdziwej urody natury. Tak bardzo pragnął, by ludzie w jego przekazie dostrzegli wrażliwość twórcy. Paradoks, zza życia Vincenta van Gogha został sprzedany tylko 1 jego obraz. Vincent van Gogh miał tragiczne życie, jak gdyby w pewnym sensie, nie było mu wolno istnieć. Urodzony, dokładnie, co do dnia, w rok po śmierci innego Vincenta, jego starszego brata, o którym rodzina nie chciała mówić. To wyjaśnia, dlaczego tak usilnie szukał sensu swojego życia… Sens odnalazł w tworzeniu, malowaniu.

Nas dotyczy przede wszystkim nasze przychodzenie i odchodzenie, jako ludzi. Jak żyć w harmonii z naszym przemijaniem? Dokąd podążamy w tym czasie, który nam pozostał? Komu to posłuży?

Cokolwiek te pytania we mnie poruszają, moje życie tutaj trwa.